czwartek, 24 lutego 2011

global table adventure

Genialne i proste. Sasha zabiera swojego męża Mr. Picky i córkę - Miss Avę - w podróż dookoła świata. Ale w taką prawdziwą podróż przez wszystkie 195 państw (a nie tylko pięć różnych kontynentów). Podróż będzie trwać 195 tygodni, a odbywa się przy stole w Tulsie w Oklahomie.
W każdym tygodniu Sasha gotuje potrawy z innego państwa (jest już przy literze E). We wtorek prezentuje jego kuchnię, we  środę szykuje menu na weekend, we czwartek pokazuje jakąś zaskakującą technikę gotowania z danego kraju, w piątki chwila oddechu na ciekawostki (w starożytnym Egipcie piwo miało czerwony kolor, na Dominikanie jest siarkowe jezioro, w którym ludzie gotują jajka na twardo). Przez weekend cisza - w tym czasie Sasha razem z rodziną i przyjaciółmi szykuje śniadanie/obiad/kolację charakterystyczną dla danego kraju i w poniedziałek dzieli się wrażeniami i przepisami. W tym tygodniu na stole pojawi się injera z Erytrei. A mi już ślinka cieknie na Francję, Japonię, Wietnam, smaki z krajów jeszcze przeze mnie nie odwiedzonych. No i ciekawa jestem, co pojawi się o Polsce (na to musimy poczekać jeszcze 84 tygodnie). A Global Table Adventure zazdroszczę i pomysłu i przygody, jaką przeżywa.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Bułgaria

Trochę wspomnień z wakacji.

Tabliczka z ruin zamku w Wielkim Tyrnowie, dawnej stolicy Bułgarii (ukrytej wysoko wśród gór, głęboko między wąwozami).

wtorek, 15 lutego 2011

kuchnia tajska

W Bangkoku wózki, stoły, przenośne palniki i gabloty z jedzeniem są upchnięte wszędzie – w każdą możliwą szczelinę pomiędzy straganami z ciuchami a turystycznymi kafejkami. Bo Tajlandia to kraj, w którym jedzenie poza domem jest czymś oczywistym, a którego kuchnia urzeka i dziwi turystów równowagą smaków.
Artykuł napisałam dla Peronu4, z którym niedawno zaczęłam współpracę. Dzięki nim moja kuchnia znowu pachnie Azją.

środa, 9 lutego 2011

extreme cuisine

Nielegalny ser z larwami muchy na Sardynii. Rybia sperma w Japonii. Świnki morskie w Peru (podobno wyglądają, jak szczury; smakują, jak króliki). Sfermentowane mięso rekina na Islandii. Bekon zawinięty w kiełbaski, które są zawinięte w bekon w Stanach. 
Co z tego włożylibyście do ust?
Lonely Planet wydało przewodnik po kuchni ekstremalnej. Eddie Lin, autor tej małej książeczki, spróbował tego wszystkiego i jeszcze kilkudziesięciu innych podejrzanych smaków, z których część może wydawać się nam bardziej przystępna (flaki - choć szczerze mówiąc, już chyba szybciej spróbuje pasikonika, niż zjem flaki), a część zupełnie niejadalna (chicha [czicza] - fermentująca przez kilka dni kukurydza wcześniej przeżuta przez Indianki). Wszystko opisane w dowcipny sposób, tak charakterystyczny dla przewodników LP. Przy każdej potrawie dowiemy się, co to dokładnie jest, gdzie to jest, jak to się robi i jak to smakuje - możemy więc znajomym opowiadać o amoniakowo-siarkowym smaku tysiącletnich jaj i  ich żółtku o konsystencji gęstego syropu. Pycha.

poniedziałek, 7 lutego 2011

narty we Francji

Mój sezon narciarski rozpoczął się francuską bagietką, gorącą czekoladą z masą bitej śmietany wypitą na ośnieżonym stoku i słonecznymi trasami Paradiski.
Do Paradiski, trzech dolin połączonych w jeden narciarski teren dojechałam samochodem. Co prawda trwa to półtora dnia, ale jest taniej niż podróż samolotem do Genewy i wynajęcie tam auta albo dojazd z lotniska autobusem. Z apartamentów w Les Coches mieliśmy 5 min piechotą do wyciągu, 2 do supermarketu, 3 do sklepu z regionalnymi produktami, gdzie zamawialiśmy fondue.
Tekst ukazał się w sobotniej Turystce.

wtorek, 1 lutego 2011

Irlandia

Kilka zdjęć z Irlandii, z (już!) zeszłorocznych wakacji. To był sam początek opisywania smaku podróży - zachwycałam się wtedy scones i z pewną taką podejrzliwością podchodziłam do Irish Breakfast. Prawdziwy powód wizyty na szmaragdowej wyspie wyjaśni się na ostatnim zdjęciu (a z lewej ściana domu w Dublinie).