poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Boza

Ta plastikowa buteleczka to boza [buuza]. To tradycyjny bułgarski napój, który Ola piła przez wszystkie wakacje spędzone w dzieciństwie w Bułgarii. Wiedziałam, że muszę go spróbować. W lokalnym sklepie spożywczym kupiłam najmniejszą butelkę (widząc zaniepokojone spojrzenia reszty moich przyjaciół za każdym razem, kiedy boza pojawiała się w rozmowie, nie odważyłabym się na więcej). Wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli, jak odrywam czerwony kapsel i biorę łyk gęstego, glutowatego płynu. - I jak? - I jak? Wzięłam jeszcze jeden łyk, nie pewna, co czuję. - Hmm, bardzo interesujące. Hmm, oryginalne - kolejny łyk - no nie, zupełnie niesmaczne. Chociaż czekajcie! Może, może - wzięłam jeszcze jeden łyk - nie, jednak nie.
Boza to napój ze sfermentowanej pszenicy, który w konsystencji ma coś z ugotowanego siemienia lnianego. Bułgarzy piją bozę na śniadanie (o ile jakiekolwiek jedzą. Podobno śniadanie w Bułgarii to kawa, kawa i papieros) do banicy (ciasta z serem). Ma około 1% alkoholu i wieść niesie, że powiększa biusty. Nigdy się o tym nie przekonam, bo nie podejrzewam, że chciałabym jeszcze kiedykolwiek jej spróbować. Ma lekko kwaśny, lekko słodki smak, który każdemu przypomina co innego. Mi piwo. Filipowi nieupieczone ciasto drożdżowe. Oli dzieciństwo. Drugiej Oli lekarstwo na kaszel. Michałowi nic.
Bozę wypiłam do połowy małej buteleczki, póki jest zimna w miarę dobrze chłodzi. Ciepła jest nie do przełknięcia.

0 komentarze:

Prześlij komentarz