czwartek, 1 lipca 2010

Course Camarguaise


Pod tą nazwą kryje się bezkrwawa corrida rozgrywana na południu Francji, w Langwedocji. Wakacje to czas licznych świąt, a co za tym idzie - festynów. Z tej okazji urządza się Course Camarguaise. Pod bacznym okiem publiczności i sędziów na arenie rozgrywa się walka między bykiem a człowiekiem, ale na tym podobieństwa do corridy się kończą.Tu nie chodzi o pokonanie byka tylko o zerwanie mu przyczepionych do rogów kokard. Kokard jest pięć - każda o innej wartości, z resztą ich wartość jest cały czas podbijana przez licytujących . W pewnych momentach gry, cena za jedną z kokard doszła do 600 euro.
Kokardy zrywają raseteur. Jest ich ośmiu, każdy ma swojego pomocnika - naganiacza, który odwraca uwagę byka. Raseteur jest ubrany na biało a uzbrojony tylko w specjalny przyrząd zakładany na dłoń (trochę, jak kastet), którym może z rogów byka zrywać kokardy. Kiedy naganiacze nawołują byka, raseteur podbiega z drugiej strony, próbuje zerwać kokardę i od razu zaczyna uciekać. Byk goni go aż do końca areny, gdzie raseteur wybija się od okalającego arenę ogrodzenia i zawisa na balustradach. Czasami widownia chwyta śmiałka za ręce i pomaga mu wspiąć się jeszcze wyżej.
Jeśli w ciągu 15 minut nie uda się zerwać wszystkich kokard, byk - gorąco oklaskiwany i przez publiczność i przez raseteurs - schodzi ze sceny. Wróci tu może za kilka dni, albo tygodni, kiedy będzie rozgrywać się następny Course Camarguaise. Najbardziej waleczne byki są gwiazdami. Wchodzą zawsze na koniec rozgrywki (w jednym Course Camarguaise bierze udział do 7 byków). Są potężne i nawet w nas - siedzących bezpiecznie na górze - budzą respekt. Ogromnymi cielskami rozwalają ogrodzenie (które natychmiast jest naprawiane: naganiacze przenoszą rozgrywkę w inną część areny, a do roztrzaskanych desek podbiega dwóch przestraszonych panów i wymienia je na nowe), czasem nawet przez nie przeskakują do wąskiego korytarza pod siedzeniami widzów. Raseteurs wybijają się jeszcze wyżej, podciągając nogi. Jeden zawisa zbyt nisko i byk zahacza o jego łydkę. Kuśtykając schodzi ze sceny - już na nią nie wróci.
Kokard nie można zrywać byle jak. Są tu specjalne zasady, a najgorsze, co można zrobić to zranić byka. Kiedy jeden z raseteur zadrasnął kark zwierzęcia publiczność zaczęła buczeć i gwizdać, a sędziowie żywiej gestykulować. Właśnie stracił szansę na zwycięstwo.
Po siedmiu rundach wybierany jest najlepszy rasteur. Nagrodą w Course Camarguaise, który myśmy oglądali była wielka lampa i gorący aplauz. No i wszystkie pieniądze zgarnięte za zrywane kokardy.
Na początku myślałam, że pójdę tylko spojrzeć, jak to wszystko wygląda. Ale zostałam do końca wciągnięta w emocje od oburzenia "dajcie mu spokój", po przerażenie "uważajcie!". Raz kibicowałam bykowi, raz człowiekowi, aż w pewnym momencie zaczęłam rozumieć potrzebę zmierzenia się z tym potężnym zwierzęciem. Za każdym razem kiedy raseteurs uciekali czując oddech byka na plecach zmagali się ze swoim strachem. Ale też ujarzmiali coś pięknego i dzikiego, niczym w pierwotnym rytuale.

1 komentarze:

Unknown pisze...

no, fajnie! Gratul!

Prześlij komentarz