niedziela, 13 czerwca 2010

Krem bakłażanowy

Ostatniego dnia pobytu w Grecji, usiedliśmy na lunch w tawernie przy plaży w mieście Kos. Na stół wjechały klasyczne przystawki, które jadałam przez ostatnie pięć dni - tzatziki, zielone i czarne oliwki, pomidory zmieszane z grecką oliwą. Do tego grzanki, masło czosnkowe i biały krem. Był tak delikatny, że rozpływał się w ustach na języku zostawiając lekko szczypiący smak pieczonych bakłażanów i nieuchwytny smak spalonych słońcem dni spędzonych na greckich wyspach. Duszny zapach ziół, słony zapach morza, gorący zapach piasku - dla mnie grzanka z bakłażanowym kremem była podsumowaniem krótkich wakacji.
Bakłażana nakłuwamy widelcem i wsadzamy do pieca aż zmięknie (czas zależy od wielkości bakłażana). Potem przekrajamy go na pół i wyjmujemy miękki miąższ.
Miąższ odsączamy przez godzinę na sitku (można położyć coś ciężkiego, dzięki temu wyciśniemy więcej wody). Miąższ skrapiamy z sokiem z cytryny, żeby zachował ładny kolor.
Dodajemy sól, pieprz, czerwoną, pomarańczową i żółtą paprykę, cebulę, pietruszkę, czosnek. Orzechy. Troszeczkę majonezu, żeby to wszystko razem połączyć. Mielimy na gładką masę, albo ucieramy, albo po prostu mieszamy - co, kto woli.
Najlepiej to wszystko zrobić na jeden dzień przed podaniem, żeby smaki się przesiąkły.

Pracy jest sporo, ale ten smak przeniesiony z Grecji do Warszawy jest tego wart.

0 komentarze:

Prześlij komentarz