sobota, 5 czerwca 2010

Himalaje

Jadąc w Himalaje wyobrażałam sobie, że zobaczę wielkie, ośnieżone szczyty. Że będę musiała wysoko zadzierać głowę, żeby zrobić zdjęcie czapie śniegu otulającej poszarpane krawędzie gór. Że, otulona polarem, będę trząść się z zimna w mroźnej krainie z lodowatym powietrzem. Ku mojemu zdziwieniu droga do Leh - miasta w Ladakhu - przecinająca Himalaje na wysokości 5300 metrów n.p.m - prowadziła przez górską pustynię. Rozklekotany autobus nagrzał się od prażącego słońca, a ja marzyłam o kostiumie, basenie i lodach na patyku. Za oknem nie było ośnieżonych granatowych szczytów tylko brązowe pagórki, na których czasami zachowała się lśniąca skorupa śniegu. Szosa do Manali (dumnie nazywana autostradą) co jakiś czas przecinała lodowoniebieską rzekę - i to był jedyny chłodny element naszej wyprawy.
Oczywiście tak się bałam, że będę miała chorobę wysokościową, że już przy pierwszej przełęczy (3900) rozchorowałam się. Zaczęło się niewinnie od irracjonalnych myśli (typu "hej, skoro już tu jesteśmy, to chodźmy na Mount Everest"). Potem na szczęście nie spuchłam, ale bolała mnie piekielnie głowa i dręczyły nudności. Kiedy wysiadłam z autokaru (do Leh jedzie się na dwa razy - z nocowaniem w Keylongu) prawie upadłam, tak trzęsły mu się nogi. Godzinę spędziłam w łazience, później usnęłam, jak zabita, a na drugi dzień rano obudziłam się bez żadnych śladów choroby, ale o 15 minut za późno żebyśmy zdążyli na jedyny autobus do Leh.
Podczas drugiego odcinka drogi (wspinającego się na co raz wyższe wysokości) żadne z nas już nie chorowało tylko nieustannie chciało nam się sikać. Dobrze, że droga jest tak wąska, że autokar musi zatrzymywać się co chwilę, żeby przepuszczać jadące z drugiej strony ciężarówki, albo przeczekiwać roboty drogowe.
A samo Leh jest imponujące. I męczące! Na tej wysokości (3500) przejście 10 kroków pod górę wytapia z człowieka siódme poty. Tutaj męczy nawet branie prysznica, a po każdym większym wysiłku fizycznym (spacer) trzeba się zdrzemnąć dla regeneracji sił. Przyzwyczailiśmy się dopiero po dwóch dniach i ruszyliśmy w pustynne himalajskie miasto z  tybetańskimi pałacami, rozsypującą się starówką i górskimi klasztorami.

0 komentarze:

Prześlij komentarz