wtorek, 27 lipca 2010

Newgrange

5000 lat temu (słownie: pięć tysięcy lat temu!) ludzie żyjący na wyspie, dziś nazywanej Irlandią, zbudowali najstarsze na świecie (starsze od egipskich piramid o 600 lat!) grobowce specjalnie skonstruowane tak, żeby współgrać z astronomicznymi wyliczeniami. Zajęło im to ponad 60 lat. Biorąc pod uwagę, że wtedy rzadko kto żył dłużej niż 40 lat, grobowce budowały dwa pokolenia kapłanów-astronomów, budowniczych-architektów, rzeźbiarzy-wizjonerów. Dziś o tych ludziach nie wiemy nic. Absolutnie nic. Poza może jedną rzeczą, że chcieli – i umieli – poświęcić część swojego życia na wybudowanie świętych struktur, które ożywały raz do roku. Bo raz do roku, w dzień przesilenia zimowego – kiedy dni zaczynają znowu się wydłużać dając nadzieję na to, że słońce wróci na dłużej i znowu będzie wiosna – wschodzące słońce na 17 minut oświetla (tonącą przez resztę roku w ciemnościach) komorę.
W środku komory stoją trzy misy, w których składane były prochy umarłych. Być może opromieniające je światło było symbolem innego świata, życia po śmierci (skoro śmierć raz jeszcze została pokonana). Tego się nie dowiemy, tak samo jak nie dowiemy się, co oznaczają spiralne symbole (mapę? zwijające się dni przed 21 grudnia i rozwijające po? Rzeźby wykonane pod wpływem magicznych grzybków?), ani dlaczego dość szybko Newgrange zostało zostawione same sobie i zarosło trawą tworząc pagórek. Przez tysiące lat nikt nie wchodził do środka, choć np. Celtowie czcili to miejsce jako mieszkanie bogów. Jako miejsce pielgrzymek było całkiem popularne, bo jeszcze w 400 roku naszej ery przypływali do niego mieszkańcy Anglii z czasów cesarstwa rzymskiego. W czasach chrześcijańskich trawiasty pagórek stał się po prostu pastwiskiem. Pierwsi, po naszych neolitycznych przodkach, weszli tam eleganccy panicze z XVII wieku (choć być może w IX wieku grobowiec splądrowali Wikingowie), ale wtedy nie odkryto tajemnicy 21 grudnia, traktując grobowiec jako po prostu ciekawą jaskinię. Dopiero w 1962 roku zaczęto prace wykopaliskowe, które odsłoniły Newgrange w całej jego okazałości.

Konstrukcja grobowca to korytarz długi na 19 metrów prowadzący do komory, w której naraz mieści się 20 osób. Komora ma trzy nisze i sklepienie zbudowane z wielkich, ważących po kilka ton, głazów, które były układane jeden na drugim schodkowo. Kiedy najwyższa partia głazów prawie się dotykała została przytrzaśnięta kamieniem zamykającym całość. Od 5000 lat w komorze grobowca nie było ani kropli deszczu.

Choć nie byłam tam podczas przesilenia to i tak grobowiec zrobił na mnie wielkie wrażenie. Do środka wchodzi się wąskim korytarzem pomiędzy ustawionymi na sztorc głazami. Trzeba się pomiędzy nimi przeciskać, uważając żeby nie zahaczyć o nie torbą, albo plecakiem. I nagle, z tego korytarza, wchodzi się do wysokiej na 6 metrów komory, lekko oświetlonej podwieszonymi u góry lampami. Wszystko jest proste, jedyną ozdobą jest potrójna spirala i wyryty w kamieniu liść paproci. Ale magia zaczyna się, kiedy przewodniczka gasi światło. Zapadają nieprzeniknione ciemności i to takie, do których wzrok wcale się nie przyzwyczaja. Normalnie po chwili w ciemności udaje się rozróżnić kontury, kształty. Ale tu nie wpada ani odrobina światła. I nagle, na podłodze, pojawia się wąski promyk. Rozszerza się powoli sunąc do ściany naprzeciwko wejścia. Zanim do niej dojdzie zaczyna się zwężać, by po chwili zniknąć (podobno 5000 lat temu dochodził do końca ściany, ale przez ten szmat czasu ziemia trochę zmieniła orbitę, po której krąży). I choć to tylko odtworzony na potrzeby turystów, przy pomocy elektrycznego światła, spektakl – i tak robi wrażenie. Podobno ten prawdziwy – 21 grudnia  – kiedy ciepłe, słoneczne światło migocze na ścianach rozświetlając  całą jaskinię wyciska łzy i zostaje w pamięci na zawsze.


Może będę miała okazję się o tym przekonać. Zgłosiłam się do corocznej loterii. Wygrana to oczywiście jedno z 20 miejsc w sercu Newgrange 21 grudnia. Tylko, że w zeszłym roku  było 32 tysiące zgłoszeń.

1 komentarze:

Prześlij komentarz