Do Pragi przyjechaliśmy o 7:33 rano. Już półtorej godziny później staliśmy pod budką na Václavské náměstí i kupowaliśmy buły z sýrem (12 godzin później też tam byliśmy, stąd wieczorne zdjęcie). Smažený sýr to grubo krojony edam obtoczony w mące, jajku i bułce tartej, usmażony na głębokim oleju, wciśnięty w hamburgerową bułę (bynajmniej nie świeżą) i oblany majonezem. Maksimum kalorii, minimum zdrowia i masa wspomnień. Kolejne osoby, które pojawiały się na naszej wspominkowej wycieczce do Pragi z błyskiem w oku (a może z łezką w oku) wołały "sýr!". Biegliśmy więc po kolejne porcje wspomnień. W czasach licealnych w Pradze byliśmy praktycznie co roku. Zaczęło się od szkolnych wycieczek, potem spędzaliśmy tam wakacje i obchodziliśmy Sylwestry (w tym ten szczególny 1999/2000, kiedy staliśmy na rynku trzymając się za ręce i przez chwilę dając się ponieść panice "co to będzie! co to będzie!"). Praga sama w sobie nie była istotna, istotne było to kto z kim rozmawiał, co chłopaki robili wieczorem, gdzie poszła "fajna grupka", jak kupić pierwszą paczkę papierosów, czy próbować absyntu, kto do kogo się uśmiechnął, kto w kim się podkochuje i kto z kim jest. Typowe licealne sprawy, które są najważniejsze na świecie, a kiedy nie idą po naszej myśli mogą wywołać łzy, smutek, a nawet depresję. Wtedy spotykało się z przyjaciółkami na moście Karola, kupowało wódkę i odważnie zapijało smutki popijając sokiem pomarańczowym samemu będąc trochę zdziwionym, jakiego to szaleństwa właśnie się dopuszcza. Tym bardziej, że wódka była niesmaczna i przez chwilę bałyśmy się, że jest zepsuta a my oślepniemy (ale twardo piłyśmy dalej). Dopiero po jakimś czasie odkryłyśmy, że wódka jest pieprzowa - stąd ten dziwny smak.
A na głód - często przeogromny - zawsze jedliśmy sýr. Rano, wieczorem, w ciągu dnia, 24 godziny na dobę. W tym całym licealnym zgiełku, świecie, gdzie relacyjne konstelacje zmieniały się z dnia na dzień, sýr był łączącą nas stałą.
Nadal jest maksymalnie niezdrowy, ale całkiem smaczny.