czwartek, 27 maja 2010

Malezja

Zwiedzanie Malezji zaczęłam od wysp. Jeśli chcecie zwiedzać, oglądać, przedzierać się przez dżunglę, generalnie spędzać czas aktywnie nie róbcie tego, co ja. Zarzekałam się, że na plaży wytrzymam dwa dni, a potem jadę dalej wspinać się na plantację herbaty. Po 10 dniach, kiedy nasi przyjaciele musieli już wracać, ja pozostałe dwa tygodnie podróżowania po Azji chciałam spędzić właśnie na Pulau Perhentian. Nurkować, jeść roti maczane w soczewicowym sosie i świeże krewetki w sosie czosnkowym albo ryby z dzisiejszego połowu grillowane w cytrynach, pić świeże soki z ananasa i opalać się na plaży patrząc na krążące nade mną orły i wyskakujące z wody ławice srebrnych rybek. Choć ruszyłam się w końcu z plaży czasu na Malezję nie zostało wiele. Zdążyłam zobaczyć Penang, bo to miasto smaku, a przecież smak w podróży jest dla mnie najważniejszy.

Mniejsza z wysp Pulau Perhentian - Kecil.
Targ w Kota Bharu, muzułmańskim mieście niedaleko granicy z Tajlandią.
Dom Cheong Fatt Tze, miliardera końca XIX wieku.
Georgetown, potocznie nazywany Penangiem.
Maszyna do robienia kopi - kawy prażonej z sezamem i dużą ilością cukru.

0 komentarze:

Prześlij komentarz