środa, 26 maja 2010

Malajskie bąki

W Kota Bharu, muzułmańskim mieście przy granicy z Tajlandią, utknęliśmy na dwa dni. Chcieliśmy, jak najszybciej dostać się do Penangu, ale bilety na najbliższe autokary były wykupione. Kiedy już obejrzeliśmy plażę (wycieczka autobusem zajęła nam pół godziny - wysiedliśmy, spojrzeliśmy i wróciliśmy na przystanek), muzeum batiku, nocny targ (pyszny, pyszny niebieski ryż i szaszłyki z kurczaka) i dzienny targ (suszone węże) stwierdziliśmy, że naprawdę nie mamy już co robić. Poszliśmy więc do centrum kultury obejrzeć bezpłatny pokaz dla turystów.
Zaczęło się od pokazu sztuki walki (seni silat). Ubrani na czarno Malaje w wieku od mniej więcej pięciu do mniej więcej osiemnastu lat, z przewiązanymi na głowie apaszkami (ze sterczącą do góry trójkątną częścią) i sarongiem w pasie, wchodzili parami do kręgu i rozpoczynali powolny taniec uników, kopnięć i uderzeń. Potem na scenę wkroczyli bębniarze. Tu już królowali znacząco starsi Malajowie, większość z bezzębnymi uśmiechami. Do dźwięku piskliwej trąbki dołączyli potężny huk bębna. Ale najciekawsze miało się dopiero zacząć. Mieliśmy zobaczyć popularną dyscyplinę sportową - gasing. Gasing to po prostu bąk - popularna dziecięca zabawka. Ten malajski jest potężny (może ważyć 3-4 kilogramy). Gracze owiją go sznurem, biorą zamach i wypuszczają dysk na ziemię. Kręcący się dysk natychmiast jest zbierany (przy użyciu łopatki) i stawiany na, naoliwiony olejem kokosowym, drewniany drążek. Wygrywa ten, kogo dysk najdłużej się kręci. Dobry rzut rozkręca dysk na półtorej godziny, świetny - nawet na dwie. Nie zostaliśmy do końca, żeby zobaczyć kto zwyciężył. Woleliśmy popatrzeć na ręcznie robione latawce.

0 komentarze:

Prześlij komentarz