Przecież karnawał jest po to, żeby szaleć. Ja postanowiłam zaszaleć w kuchni i przygotować dekadencką kolację, na którą podano wszystko to, co najlepsze czyli małże duszone w winie zabielane kropelką śmietany, młode ziemniaczki pieczone z chili podawane ze śmietanowym dipem, sushi z pieczoną skórką łososia macerowaną w zalewie azjatyckiej i zapieczone w tempurze, oraz karnawałowe ravioli.
Z całego zestawu karnawałowe ravioli odznacza się największą dozą szaleństwa. Już samo wyrabianie makaronowego ciasta brzmi, jak bajka z księżyca. Ale prawda jest taka, że przygotowanie ravioli jest proste (tylko trochę czasochłonne), a nic nie zastąpi miny gości, kiedy mówi się "a teraz własnoręcznie lepione ravioli z pieczoną dynią i mascrapone polane masełkiem szałwiowym".
Poza tym dobrze kojarzą mi się sobotnie przedpołudnia, kiedy razem z Filipem wałkujemy ciasto i układamy eleganckie porcje farszu, a potem wycinamy absolutnie nierówne i cudownie bezkształtne pierożki.
Przepis odkryłam w początkowej fazie mojego zakochania w dyni, kiedy to z wypiekami na policzkach przeglądałam wszystkie książki kucharskie w domu moim, moich rodziców i znajomych w poszukiwaniu przepisu idealnego. Ten pochodzi z książki kucharskiej cafe 6/12 i zdecydowanie zbliża się do ideału.
Makaron
3 szklanki mąki 450
3 jajka
3-5 łyżki zimnej wody
Mąkę wyrabiamy z jajkami (można użyć malaksera). Stopniowo dodajemy wodę, aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne (ja dodałam więcej wody - bliżej 10, a nie 5 łyżek). Chowamy do lodówki na 20-30 minut. Jeśli macie maszynkę do makaronu to po prostu jej używacie produkując długie pasy cienkiego ciasta. Jeśli nie macie (tak, jak ja) to wałkujecie, wałkujecie, wałkujecie (lepsze to niż siłownia), aż ciasto będzie bardzo cienkie. Na rozwałkowane ciasto w równych odstępach nakładacie po łyżeczce farszu i albo nakrywacie drugim fragmentem ciasta, albo zawijacie ciasto na pół. Przed zawinięciem ciasto wokół farszu trzeba posmarować wodą, żeby miało szansę się skleić. Z tego pięknego, powybrzuszanego placka wykrawamy ravioli. Dociskamy krawędzie pilnując, żeby nie zostawić w środku powietrza (pierożek może za wcześnie wypłynąć podczas gotowania, albo pęknąć). Ravioli gotuje się 3-4 minuty w osolonej wodzie (moje ciasto było grubsze, gotowałam je więc koło 6 minut). Przed ugotowaniem można je przechowywać przez dzień w lodówce.
A teraz farsz (oczywiście może być dowolny - ser kozi z bazylią, ser pleśniowy z orzechami albo gruszką, szynka parmeńska podsmażona z sherry, itp., itd.).
1 kilogram dyni
1 łyżka masła
1 obrany i rozgnieciony ząbek czosnku
1/2 pęczka majeranku
100 gramów mascarpone
160 gramów startego parmezanu
gałka muszkatołowa
sól
pieprz
Dynię ze skórką, ale bez pestek, posmarowaną oliwą pieczemy w nagrzanym do 200 stopni piekarniku aż będzie miękka (koło 40-50 minut). Obieramy ze skóry, miąższ rozgniatamy widelcem (alternatywnie: wyciągamy już upieczoną dynię z zamrażalnika)
W rondlu rozpuszczamy masło, dodajemy czosnek. Kiedy zacznie się złocić wrzucamy dynię i majeranek (ja dodałam tymianek, bo w sklepach akurat panował totalny brak majeranku - nie chciało mi się odrywać listków z łodyżek i potem musiałam wyciągać sflaczałe nitki tymianku z nadzienia, lepiej więc poświęcić trzy minuty na oberwanie listków). Wszystko to mieszamy razem na wolnym ogniu przez minutę. Odstawiamy i doprawiamy do smaku. Kiedy masa ostygnie dodajemy mascaropne, parmezan i gałkę. I już. Układamy piękne kopczyki na cieście, zawijamy, dociskamy, gotujemy.
A całość polewamy masłem szałwiowym (rozgrzewamy 60 gramów masła, dosłownie na 2 sekundy dodajemy listki z całego pęczka szałwii, mieszamy).
Odrobiny kulinarnego szaleństwa w karnawale!
(radzę zrobić dużo masy i zamrozić to, co uda się zostawić. Następnym razem trzeba będzie tylko wyrobić ciasto. A, wierzcie mi, następny raz nastąpi szybciej niż się tego spodziewacie).
1 komentarze:
aż się głodna zrobiłam... chyba spróbuję w najbliższym czasie... pozdrawiam, cs
Prześlij komentarz