czwartek, 9 września 2010

Deir Mar Musa

Dla tego widoku zaszyłam się w Deir Mar Musa na dwa dni. Przyjechałam tu z parą Nowozelandczyków podróżujących po Syrii wynajętym samochodem z kierowcą. Spotkałam ich w Damaszku i zabrałam się z nimi. Mieli mnie wysadzić w Homs, a po drodze mieliśmy zobaczyć kilka innych miejsc. Kiedy wysiedliśmy na środku pustyni pod górą, na której stoi Deir Mar Musa, wyglądało na to, że moi państwo Chung nie będą chcieli się wspinać i odjedziemy pstrykając zdjęcia spod góry. Ale pan Chung, trochę za moją namową, zdecydował się wejść. Na górze w klasztorze, do którego wchodzi się przez maleńkie drzwi - nie wyższe niż na 1 metr - usiedliśmy na herbatę podziwiając widok. Kiedy tylko zobaczyłam pustynię szykującą się do zachodu słońca i ludzi w spokoju czytających książki na tarasie wiedziałam, że nie dojadę do Homs, tylko zostanę tutaj. Pożegnałam się z państwem Chungami i wdrapałam się jeszcze raz na górę, tym razem z plecakiem. Lekko poharatana po męczącym dniu (próba kradzieży telefonu w Damaszku i pogoń za złodziejem, wywrotka w Maluli i skaleczona noga) potrzebowałam spokojnego miejsca. O siódmej zaczęła się medytacja. Patrzyłam po prostu przez godzinę, a może dwie na wolno zapadający zmrok i zapalające się jedna po drugiej gwiazdy. Noc też spędziłam pod gwiazdami. Razem z innymi dziewczynami z mojego pokoju wciągnęłyśmy materace na dach, przykryłyśmy się stertą kocy i zasnęłyśmy nie  mogąc nadążyć z wypowiadaniem życzeń przy spadających gwiazdach.
Następny dzień był przyjemną kontynuacją pierwszego. Spanie na dywanach w namiocie, spacer po pustyni, rozmowy z ludźmi z całego świata, arabska msza w XI-wiecznym kościele, podczas której wierni siedzą na dywanach i prowadzą dialog z księżmi. A wieczorem zaczął się Iid - czyli koniec Ramadanu. Trzydniowe święto. Dlatego do Deir Mar Musa przyjechało z 50 nowych osób, głównie Syryjczyków na wakacjach. Nastrój trochę prysł, nie pomogła kolejna noc pod gwiazdami - następnego dnia spakowałam się i ruszyłam w epicką podróż do Aleppo.

1 komentarze:

Unknown pisze...

Epicka podróż...? Nieźle!

Prześlij komentarz