Znowu jestem w Deir Mar Musa. Korzystam z ciszy, spacerów po pustyni i rozmów z ludźmi, którzy zatrzymali się tu na godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, rok. A oprócz tego korzystam z wyrabianych tu na miejscu serów.
Przez cały czas podróży przez Liban i Syrię towarzyszyły nam różne rodzaje sera. Pierwszy to labneh - właściwie nie ser ale coś bardziej pomiędzy serem a jogurtem (konsystencja sera, smak jogurtu). Macza się w nim pitę, posypuje zaatarem (mieszanką ziół z sezamem) i je na śniadanie, lunch, kolację. Kolejny ser to shanklish - kule miękkiego, białego sera obtoczone w ziołach, pieprzu albo papryce. Jednak na pierwsze miejsce szybko wysunął się słony ser (shalal) wyglądający, jak kłębek wełny - z ciasno splecionymi serowymi nitkami. Do smaku dodaje się do niego czarnuszkę. My jedliśmy go prosto z siatki, przegryzając pomidorem, ale podejrzewamy, że nie jest to typowy sposób, bo ludzie patrzyli się na nad podejrzliwie na ulicy.
W każdym razie - już sama - w Deir Mar Musa odkrywałam kolejne smaki. Zaczęło się od prostego, świeżego sera koziego, który pozbawiony był tego charakterystycznego mocnego smaku. Chyba dzięki górsko-pustynnej diecie tutejszych kóz miał raczej łagodny i delikatny posmak. Świetnie smakował zawinięty w pitę z pomidorem i zaatarem. Mnisi robią go na miejscu z koziego mleka (mnisie stadko liczy prawie 100 kóz), ser formuje się dwa dni, a znika w dwie minuty.
Ale największym odkryciem - smakiem, który na długo zapadł mi w pamięć - była mieszanka startego sera z oliwą i ziołami. Podczas piątkowej kolacji talerze pełne zielono-żółtej masy pojawiły się na stole. Kiedy siedzący na przeciwko mnie Dominik spróbował nowego sera, aż zmienił się na twarzy. Natychmiast musisz tego spróbować! Nie mogłam uwierzyć, że w klasztorze 1300 metrów nad poziomem morza, na środku pustyni, będę mogła zjeść coś tak pysznego. Dosiadł się do nas Richard i w trójkę opróżniliśmy talerz mlaskając, ciamkając, mmmymając i planując przewiezienie sera przez granicę (Polish girl caught on the Syrian-Lebanon border with 20 kilos of suspicious substance. Polish girl stopped at the Beirut's airport tried bribed customs officials with a cheese. Polish girl found in Syrian mountains with unusually high cholesterol level). Okazało się, że przy innych stołach talerze wciąż były pełne i, że tylko my doceniliśmy smak ziołowego sera. Zjedliśmy jeszcze ze cztery porcje i z trudem wtoczyliśmy się do dormitoriów. Następnego dnia okazało się, że był to po prostu kozi ser, który zestarzał się już na tyle, że nie da się go jeść samego. Trze się go więc, miesza z oliwą i dodaje ziół. Ale jakich ziół - tego już mnisi nie chcieli powiedzieć.
0 komentarze:
Prześlij komentarz