Zamiast śpieszyć się do Palmiry, która choć piękna jest podobno porządnie zatłoczona zatrzymałam się w powrotnej drodze na Południe na jedną noc w Hamie i zwiedziłam Afamię. Po dwóch zmianach mikrobusików i przejażdżce na pace dżipa razem z Norbertem - Niemcem, który z Aleppo jechał w tą samą stronę, co ja - stanęliśmy na rozżarzonej słońcem szosie przeciętej starożytną kolumnadą. Z budki ukrytej w cieniu drzewa wyszedł strażnik, poczęstował nas herbatą i informacją, że wieczorem rozgrywa się mecz między Barceloną a Atenami, albo między Madrytem a Salonikami. Chwilę podyskutowaliśmy o piłce nożnej w naszych krajach (Polish - no good, Germany - good, Syria - no football) i poszliśmy oglądać ruiny kiedyś półmilionowego rzymskiego miasta (oprócz pół miliona ludzi mieszkało w nim 500 słoni bojowych, 300 ogierów i 30 tysięcy klaczy). Główna ulica z kolumnadami po obydwu stronach - cardo - ciągnie się na (prawie) dwa kilometry (i jest najdłuższą tego typu starożytną ulicą, przynajmniej w Syrii). W pierwszym wieku naszej ery stały tu fontanny i obeliski, a przesmyki między kolumnami prowadziły na fora i do świątyń i do sklepów. Bogaci mieszkańcy w eleganckich togach przechadzali się tu, żeby podyskutować, albo zaopatrzyć się w drogocenne przyprawy, jedwabie, czy egzotyczne kamienie. W kwestii spędzania wolnego czasu chyba niewiele się zmieniło przez ostatnie dwa tysiące lat.
0 komentarze:
Prześlij komentarz