W Lindos spędziłam tylko jedno popołudnie. Po rajdzie jeepami przez suche wnętrze wyspy Rodos zatrzymaliśmy się w białym miasteczku przyczepionym do skały schodzącej prosto w złoto-granatową zatokę. Nad całym miastem góruje akropol zbudowany 300 lat przed narodzinami Chrystusa i dobudowany do niego 1000 lat później joannicki zamek. Prowadzi do nich stroma uliczka wijąca się pomiędzy białymi domkami. Turyści mogą na górę wjechać na osiołkach, które ze stoickim spokojem znoszą błysk fleszy i zamieszanie jakie wywołują wśród dzieci.
My jednak zrezygnowaliśmy z osiołka i ze zwiedzania akropolu w ogóle. Mieliśmy trochę ponad godzinę i chcieliśmy usiąść w kawiarence z widokiem na zatokę i napić się kawy. W poszukiwaniu najlepszego widoku przeszliśmy ulice miasteczka podziwiając rudo-bure koty wygrzewające się na słońcu. Zdecydowaliśmy się na niepozorną knajpkę, która kusiła napisem „the best view”. Z tarasu RainBird Bar – ozdobionego kolorowymi butelkami, miękkimi poduchami i różową bugenwillą – roztaczał się widok na piaszczysty półksiężyc plaży i spokojną zatokę. W 58 roku do tego miejsca przybył św. Paweł. Dziś na wodach zatoki pływają kajaki, jachty i rybackie kutry. Zasiedzieliśmy się pijąc pyszną cafe frappe – kawę rozpuszczalną zmiksowaną z lodem, mlekiem i cukrem. Charakterystyczna kremowa pianka osadzała nam się nad ustami, a my praktykowaliśmy sztukę lenistwa w ciepłym popołudniowym słońcu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz