Pobyt w Irlandii przypomniał mi o scones, które kiedyś wypiekałam namiętnie, ale przez różne diety prawie zupełnie o nich zapomniałam. Tym bardziej cieszę sie, że kiedy przemierzałyśmy ulice Droghedy (maleńkiego miasta na północ od Dublina) w poszukiwaniu śniadania, i kiedy zniechęcone brakiem smacznych opcji zaczęłyśmy iść do Tesco, żeby tam kupić coś na wynos i zjeść to siedząc nad rzeką, natknęłyśmy się na piątkowy targ. A na nim: świeże pasty, rozpływające się czekoladowe ciasteczka, kosmetyki z algami, kolczyki i całe stoisko ze świeżo upieczonym chlebem i jeszcze ciepłymi scones.
Scones to małe, nieforemne bułeczki, które kruszy się w rękach, smaruje masłem, marmoladą, konfiturą, albo dżemem i je do popołudniowej herbaty five'o'clock. Taki sposób jest najbardziej tradycyjny, ale dziś scones je się też na śniadanie, lunch i kolacje w praktycznie wszystkich anglojęzycznych krajach smarując każdym rodzajem słodkiego mazidła, wykańczając śmietaną albo jogurtem. Najlepsze są jeszcze ciepłe! Wtedy masło rozpuszcza się wsiąkając w ciasto i dając pyszny, delikatny posmak. I właśnie takie scones jadłyśmy z widokiem na droghedzki most spinający dwa brzegi rzeki Boyne.
Scones to małe, nieforemne bułeczki, które kruszy się w rękach, smaruje masłem, marmoladą, konfiturą, albo dżemem i je do popołudniowej herbaty five'o'clock. Taki sposób jest najbardziej tradycyjny, ale dziś scones je się też na śniadanie, lunch i kolacje w praktycznie wszystkich anglojęzycznych krajach smarując każdym rodzajem słodkiego mazidła, wykańczając śmietaną albo jogurtem. Najlepsze są jeszcze ciepłe! Wtedy masło rozpuszcza się wsiąkając w ciasto i dając pyszny, delikatny posmak. I właśnie takie scones jadłyśmy z widokiem na droghedzki most spinający dwa brzegi rzeki Boyne.
Kiedy robiłam scones robiłam je według przepisu z Rose Bakery, popularnej paryskiej kafejki prowadzonej przez Angielkę. Filia tej kafejki znajduje się w Londynie. Kiedy tam mieszkałam mijałam ją codziennie idąc na zajęcia. Stosy scones, muffinów i okrągłych chlebków niedbale wystawionych w oknie przyciągały moją łasuszą uwagę. Ceny były zaporowe, dlatego kupiłam książkę i wszystkie pyszności zza niedostępnej witryny piekłam sama w moim londyńskim mieszkanku, a potem w Warszawie.
Na 12-15 scones potrzebujemy:
500 g mąki
dwie łyżeczki proszku do pieczenia
dwie łyżeczki cukru pudru
łyżeczkę soli
łyżeczkę soli
110 g niesolonego masła
300 ml mleka
1 roztrzepane jajko
Suche składniki mieszamy. Dodajemy masło i palcami łączymy wszystko tak, żeby powstała masa przypominająca okruszki chleba. Robimy zagłębienie na środku i wlewamy mleko. Łączymy to wszystko używając widelca albo rąk, aż otrzymamy nieklejące się, miękkie, dość rzadkie ciasto - ma nie być zbyt gładkie! Formujemy placek o grubości +/- 3 cm i wykrawamy okrągłe kształty. Ustawiamy je na posmarowanej masłem blasze (albo przykrytej papierem do pieczenia - ja wolę tą opcję, potem jest mniej zmywania), smarujemy z wierzchu jajkiem i wsadzamy do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na 15-20 minut. Jemy ciepłe!
To jest przepis na najprostsze scones. Ale jeszcze smaczniejsze będą scones np. z rodzynkami, albo z borówkami, albo z daktylami, albo z syropem klonowym, albo na słono z żółtym serem. To, co włożycie do środka zależy tylko od waszych upodobań i waszej wyobraźni!
0 komentarze:
Prześlij komentarz