Dziś znowu gotowanie zespołowe. W zeszłym tygodniu razem z moją siostrą azjatycki omlet, w tym - razem z Filipem - kurczak w miodzie. Spotkaliśmy się znowu na starej Pradze w tajemniczym ogrodzie, gdzie rozłożyło się mobilne miasto z projektu KNOT. I znowu grupa ludzi, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (a właściwie przy pomocy Grześka, Tomka i Kuby), przemieniła się w sprawnie gotujący zespół tym razem w tematyce miodowej. My, lekko spóźnieni, zabraliśmy się za filetowanie kurczaka, szykowanie słodko-kwaśnego sosu i podpatrywanie, co robią inni.
A inni robili pyszne rzeczy. Niestety skończyły się już przegrzebki w miodzie, chili i limonce. Wchodząc do prowizorycznej kuchni kątem oka zobaczyłam je, zrumienione i polane gęstym sosem, ale zanim zdążyłam znaleźć talerz i jakikolwiek sztuciec - zniknęły z talerza. Na szczęście zostało trochę gęsi w miodzie, rozmarynie, śliwowicy i słodkim sosie sojowym. Były też grzanki z grasiczką, którą próbowałam po raz pierwszy - jest bardzo delikatna. Małe kawałki dosłownie rozpływają się w ustach. Jednak clue wieczoru były razowe naleśniki ze śliwkami i brzoskwiniami duszonymi na maśle z jogurtem bałkańskim. Wokół tacy, na której dekorowano placuszki ustawiło się ciasne kółeczko ludzi patrzących głodnym wzrokiem. Na hasło "częstujcie się" las rąk sięgnął po deser. W ciągu minuty deska była pusta.
Jak je zrobić?
Placuszki są placuszkami razowymi (samo zdrowie) - potrzebujemy więc mąkę razową, którą mieszamy z utłuczonymi bakaliami, mlekiem i jajkami tak, żeby uzyskać lejące się ciasto. Można dodać trochę miodu (skoro to miód ma być głównym bohaterem). Smażymy je jak naleśniki. Potem drobno pokrojone owoce dusimy na maśle, aż zmiękną. Można dodać cynamon, można dodać miód, można też polać je śliwowicą i podpalić (uzyskamy głęboki smak i zachwycimy potencjalnych gości). Teraz trzeba już tylko położyć owoce na naleśnikach i polać jogurtem. Voila!
A nasz kurczak upiekł się jako ostatni. Wszyscy słuchali wykładu o miodzie z ust zlizując słodki smak duszonych owoców. Wychodząc (wcześniej niż inni, spóźnieni w kolejne miejsce) zajrzeliśmy jeszcze do pieca, gdzie złocił się kurczak. Zdążyliśmy tylko złapać gorący kawałek i otworzyć szerzej oczy w zachwycie nad połączeniem miodu, cytryny, czosnku i rozmarynu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz