Do Kratie – miasteczka w samym środku niczego w centralnej Kambodży przyjechaliśmy, żeby zobaczyć delfiny. Rozklekotany autobus zatrzymał się przy zakurzonej drodze, wysiedliśmy tylko my, reszta podróżujących jechała do Laosu. Od razu zostaliśmy przejęci przez właścicieli hosteli. Poszliśmy za tym, którego hostel był naprzeciwko, a dwuosobowy pokój kosztował trzy dolary. Oczywiście za taką cenę nie można spodziewać się wiele, a właściwie można spodziewać się tylko grzyba na suficie, rozwalonych drzwi do łazienki, zardzewiałej rury zamiast prysznica, zatęchłej pościeli i myszki miki na ścianie. Ale nie chciało nam się dalej ruszać, więc zostaliśmy. Tym bardziej, że właściciel obiecał nam zorganizowanie wycieczki jeszcze na to popołudnie.
Zdrzemnęliśmy się chwilę czekając na samochód do przystani, z której wypływają łódki. Kiedy się obudziliśmy deszcz bębnił o szyby, a Kratie spowite było strugami deszczu. Ale przecież to pora monsunu i deszcz powinien przestać padać po 15 minutach. Nie przestał. Choć trochę osłabł. Dobrze, że nasza łódka, a właściwie łódeczka miała plastikowy daszek.
Popłynęliśmy w górę Mekongu. W wielu miejscach potężna rzeka zalewała drzewa tak, że wystawały tylko ich górne gałęzie. Na nich ptaki uwiły stożkowate gniazda. Przy brzegu stali rybacy rytmicznie zarzucający sieci przymocowane do wielkich drągów. Było szaro, pochmurno, ciemnozielono. Szybko dopłynęliśmy do większego rozlewiska. Nasz przewodnik zgasił silnik i zaczął wiosłować. Na początku zrobiło się cicho, a potem – po kolei – zaczęły do nas docierać dźwięki. Ciche trele, głośniejsze świergoty, stukanie kropel deszczu o daszek łódki i nagle – plusk! Szare cielsko wypłynęło tuż obok nas i natychmiast znikło. Patrzyliśmy intensywnie w tamto miejsce czekając aż pojawi się znowu, ale kolejny plusk dobiegł nas z drugiej strony łódki. Potem długo, długo cisza i dwa delfiny – mniejszy i większy na chwilę wychyliły się już kawałek dalej od nas. Przez następną godzinę patrzyliśmy w szare wody i goniliśmy nieuchwytne cienie delfinów krótkogłowych – odmiany żyjącej w słodkich wodach Mekongu. Nigdy nie zobaczyliśmy ich zupełnie z bliska – tylko niewyraźne szare kształty na tle szarej wody. W Mekongu na odcinku Kambodża - Laos żyje około 130 delfinów. Podobno kiedyś pomagały rybakom, którzy nawoływali je, a one kierowały ryby w stronę sieci. Ale dziś to sieci są dla nich jednym z największych zagrożeń. W ostatnich latach populacja delfinów krótkogłowych drastycznie się zmniejszyła. Być może niedługo w Kratie nie będą już zatrzymywać się żadni turyści, nawet w hotelach za 3 dolary.
0 komentarze:
Prześlij komentarz