W Jerozolimie pierwszy raz od 80 lat w listopadzie nie spadła ani kropla deszczu. Dlatego rabini zbierają się i modlą się o deszcz (przy okazji oskrżają siebie nawzajem, że to przez ich niegodne zachowanie kraj spotyka kara). Wczoraj widziałam ich pod ścianą płaczu - tłum mężczyzn w odświętnych czarnych zebranych w kole płaszczach mrucząco-śpiewająco-recytujących. Dźwięk niósł się po całym placu. Odmawiają modliwtę Honiego, który w I w przed naszą erą narysował koło i powiedział Bogu, że nie opuści tego miejsca, aż spadnie deszcz. Deszcz w końcu spadł i od tego czasu Honi zawsze rysował koło, gdy modił się o deszcz. Dzisiaj koła się raczej nie rysuje tylko właśnie recytuje się melodyczne mruczando.
A oprócz tego w dzielnicy żydowskiej porozwieszane są karteczki z prośbą, żeby myśleć o deszczu.
Co tu dużo ukrywać, o deszczu (a już na pewno o śniegu) staram się jednak nie myśleć. Jutro jadę nad Martwe Morze i mam wielką nadzieję, że jeszcze nie będzie padać. Ale, jak tylko wyjadę będę myśleć o deszczu dla Jerozolimy ze zdwojoną siłą.
0 komentarze:
Prześlij komentarz